Wszystkie dotychczasowe publikacje dotyczyły wyjazdów zagranicznych. Od czasu do czasu chciałbym zaprezentować lokalne wyjazdy w granicach Polski. Pierwszy wpis będzie dotyczył niezbyt turystycznego miasta, w którym byłem pierwszy raz. Pomimo, że miasto nie jest perełką turystyczną, to urzekło mnie szczególnie swoją starówką.
#PRZYGOTOWANIA
Wyjazd do Bydgoszczy był planowany z wyprzedzeniem kilku tygodni. Pojechaliśmy tam na przed ostatni weekend sierpnia na zaproszenie naszego przyjaciela, tym samym odpadły nam kwestie szukania noclegu. Wyjątkowo podróż odbyliśmy własnym samochodem, ale żeby było ciekawiej postanowiliśmy zabrać na pokład kogoś z blablacar. Zazwyczaj nasze przygotowania do wyjazdu polegają na kupnie przewodnika i mapy oraz poczytaniu o mieście, do którego się udajemy. Tym razem pojechaliśmy niemal w ciemno. Oczywiście, zapoznaliśmy się w internecie z ciekawymi miejscami wartymi odwiedzenia, ale skorzystaliśmy również z pomocy przyjaciela, który pokazał nam miasto.
#PODRÓŻ
W sobotni poranek z Katowic zgarnęliśmy pasażerkę z portalu blablacar. Myśleliśmy, że będziemy mogli sobie umilić czas konwersacją, ale niestety nasza pasażerka była bardzo zmęczona. Po zajęciu miejsca usnęła i obudziła się dopiero w Toruniu :-)
Sama podróż minęła dosyć szybko, co ciekawe ruch na autostradzie A1 był umiarkowany. Do Bydgoszczy dotarliśmy około południa.
#RESTAURACJA MANEKIN
Po krótkim odpoczynku postanowiliśmy przespacerować się na miasto. Na nasze szczęście kolega mieszka blisko centrum, więc spacer na starówkę zajął około 15-20 minut. Po dotarciu na miejsce udaliśmy się na obiad. Celem była restauracja Manekin, której postanowiłem poświęcić osobny akapit. Bynajmniej nie jest to żadna reklama, ale jedzenie tam podawane jest bardzo smaczne. Restauracja słynie z naleśników, których faktycznie w menu jest ogromna ilość. Ja zamówiłem naleśnik z łososiem oraz szpinakiem, a żona naleśnik na słodko z owocami. Cena posiłku nie jest wygórowana, koszt naleśników to wydatek kilkunastu złotych w zależności od rodzaju.
Drugiego dnia również odwiedziliśmy tę restaurację, tym razem to żona wzięła naleśnik z łososiem i szpinakiem, a ja naleśnik z dorszem, szpinakiem i serem pleśniowym – ten z łososiem był najsmaczniejszy. Oprócz tego wzięliśmy zupę borowikową podawaną w chlebie – fajny patent, można od razu zjeść razem z talerzem :-)
Restauracja znajduje się nieopodal rynku i polecam każdemu, kto akurat odwiedza miasto. Swoją drogą miałem okazję stołować się jeszcze w lokalu tej samej marki, ale w Łodzi. Jakość podobna, ale kolejka chętnych większa (musieliśmy czekać 30 minut w kolejce wychodzącej na zewnątrz zanim mogliśmy usiąść przy stoliku).
#STARE MIASTO
Początkowo zrobiliśmy krótką rundkę po starym mieście. Kolega pokazał nam pokrótce rynek, stare miasto oraz Wyspę Młyńską. Następnie już sami postanowiliśmy pochodzić po starówce oraz okolicy robiąc zdjęcia. Trzeba przyznać, że pogoda nam się udała. Całą sobotę świeciło słońce i było bardzo ciepło.
Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy od spaceru po Wenecji Bydgoskiej nabrzeżem Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszcz.
Znajduje się tam niewielki mostek nad Brdą, na którym wiszą kłódki przyczepione przez zakochanych. Jak się później okazało, na starym mieście jest jeszcze drugi Mostek Zakochanych, znacznie większy po drugiej stronie Wyspy Młyńskiej.
Obok pierwszego mostku znajdują się Magiczne Schodki, które są wąskim przesmykiem między dwoma kamienicami.
Nieopodal natrafiliśmy na malunek roweru na murze, dającego możliwości zrobienia ciekawych zdjęć. Jak się później okazało w Bydgoszczy znajduje się wiele ciekawych murali, a niektóre z nich mieliśmy okazję zobaczyć.
Na Wyspę Młyńską wróciliśmy następnym mostkiem. W okolicy znajduje się wiele młynów, niektóre z nich są przerobione na restauracje.
Dawne młyny Rothera znajdujące się tutaj aktualnie są rewitalizowane i według informacji znalezionych w internecie ma się tam znaleźć zespół hotelowo-konferencyjny.
Idąc wzdłuż Brdy można znaleźć wiele ciekawostek. Jedną z nich są dwa metalowe krzesła, jedno z nich jest bardzo małe, drugie bardzo duże.
Są również ławeczki z różnym kątem oparć – w sumie 7 sztuk.
Na Wyspie Młyńskiej w tym dniu odbywały się różne pokazy artystyczne. Na nas wrażenie zrobił pokaz akrobatyki na drążku.
Z wyspy wróciliśmy na rynek i skierowaliśmy się na wschód. Zatoczyliśmy pętelkę i wzdłuż Brdy dotarliśmy do muzeum Spichrzy nad Brdą. Wstęp był wolny, więc je zwiedziliśmy.
Wizyta trwała krótko, a mnie najbardziej interesowała barka stojąca nieopodal na rzece. Wstęp kosztował tylko 1zł, więc skorzystałem. Po barce oprowadzał mnie jej były kapitan. Bardzo ciekawy człowiek, który opowiedział całą historię. Barka pochodziła z lat dwudziestych albo trzydziestych.
W środku znajduje się oryginalny wystrój. Każdemu, kto odwiedzi Bydgoszcz polecam wizytę na barce. Co ciekawe, gdy kapitan dowiedział się, że jestem ze Śląska powiedział, że dopóki się nie wpiszę do księgi pamiątkowej, to mnie nie wypuści. W Gliwicach jest kanał gliwicki, gdzie ów kapitan pływał. Od razu zostałem zagadany o stan portu, czy w ogóle on jeszcze funkcjonuje itp.
Kapitan wspomniał ciekawą rzecz, że 4 barki połączone razem (ładowność łączna 1200 ton) spalały tyle samo paliwa, co 1 współczesny tir o ładowności 25 ton.
Po wizycie na barce i muzeum przeszliśmy przez most im. Jerzego Sulimy-Kamińskiego na ul. Mostowej, koło niego znajduje się sławna rzeźba „Przechodzący przez rzekę”, która balansuje nad Brdą.
Następnie skierowaliśmy się w stronę ul. Gdańskiej, która jest reprezentacyjną ulicą miasta. Trzeba przyznać, że architektura robi wrażenie.
Naszym celem była fontanna Kolorowy Strumień Wody. Co prawda było jasno, ale nazwa sugeruje, że wieczorem powinna być ciekawie podświetlona. Niestety, nie znalazłem w internecie informacji na ten temat.
Wracając w stronę starego miasta zatrzymaliśmy się przy innej fontannie – Potop, z początku XX wieku. Zrobiła na nas wrażenie. Nieopodal znajduje się ciekawy mural. Wspomniana wcześniej fontanna Potop znajduje się w parku im. Kazimierza Wielkiego. Jest tam jeszcze niewielki staw z łódką po środku. Na rynku trafiliśmy na ciekawą lodziarnię Katarynka, która miała wystawioną budkę, a własny lokal w jednej z bocznych uliczek. Lody były wyśmienite. Ich produkcja polegała na tym, że klient wybierał sobie składniki w postaci zamrożonych owoców lub zmielonych drobno batonów np. mars, snickers lub innych, następnie sprzedawca do maszyny wrzucał to, co wybraliśmy oraz dodawał sporej wielkości kostkę lodów śmietankowych, potem całość była miksowana i ręcznie wyciskana w formie loda włoskiego do wafelka – palce lizać. Kolejka do lodziarni była na kilkanaście minut stania, ale było warto.
Po konsumpcji pospacerowaliśmy sobie jeszcze uliczkami starego miasta, a następnie udaliśmy się na południe, nieopodal sądu okręgowego znajdowało się wzgórze z osiedlem, z uwagi na jego położenie liczyliśmy na zobaczenie panoramy miasta. Nie myliliśmy się, ale widok był niestety częściowo zasłonięty przez drzewa.
Po krótkim odpoczynku wróciliśmy na Wyspę Młyńską i trafiliśmy na koncert lokalnych artystów. Chwilę tam zostaliśmy, a następnie przez Mostek Zakochanych podeszliśmy pod operę Nova i wybrzeżem im. Prezydenta Gabriela Narutowicza poszliśmy w stronę ulicy Marszałka Ferdynanda Focha. Zamierzaliśmy dotrzeć na drugą stronę Brdy, gdzie zacumowany był ciekawy obiekt. Z daleka przypominał zatopiony do połowy autobus, ale ostatecznie było to pływający dom.
Ponownie wróciliśmy na rynek, aby w restauracji XOXO napić się zimnego piwka, a jakież było moje zdziwienie, gdy spotkaliśmy tam kolegę, którego nie widziałem ładnych kilka lat – spotkanie było zupełnie przypadkowe.
Po godzinie dołączył do nas nasz przyjaciel i na kolację udaliśmy się na przepyszne zapiekanki do tzw. street foodu o nazwie ZaDyszka przy ulicy Przesmyk. Bardzo dobre zapiekanki kosztujące dyszkę, z naturalnymi dodatkami – palce lizać.
Po konsumpcji skierowaliśmy się już w stronę domu, po drodze zahaczając ponownie o Wyspę Młyńską, gdzie był już tłum ludzi, ponieważ na skwerze znajdującym się tam odbywały się różne występy. Żeby było śmieszniej, spotkaliśmy tutaj kolejnego kolegę, z którym kiedyś pracowałem – co za szczęście! Mogłem puścić totka :-)
Pełna relacja na oficjalnym blogu http://antekwpodrozy.pl/bydgoszcz-sierpien-2016/