Następnego poranka musieliśmy się spakować i opuścić hotel. Bagaże mogliśmy zostawić w przechowalni. Tego dnia popołudniu około 17:30 mieliśmy autobus na lotnisko w Teheranie, jednakże postanowiliśmy sobie pospacerować jeszcze po mieście. Nasz kompan podróży postanowił nas opuścić i kontynuował podróż z Irlandczykami poznanymi w hotelu, natomiast nam postanowili towarzyszyć poznani wieczór wcześniej Polacy.
Po opuszczeniu hotelu napotkaliśmy pochód ludzi, którzy wiwatowali "Ali ali". Całości towarzyszyła bardzo głośna muzyka. Dowiedzieliśmy się, że było to święto Aliego, który był następcą Mahometa.
Gdy tłum ludzi przeszedł udaliśmy się do parku, w którym byłem poprzedniego wieczora. O poranku było tam pusto. W jego centralnej części mieści się pałac Hasht Behesht (bilet w cenie 200000 riali - 20zł), ale postanowiliśmy nie wchodzić do środka.
Przed pałacem znajdowała się sporej wielkości fontanna.
Kontynuując spacer dotarliśmy do tej samej herbaciarni na moście, w której byliśmy dzień wcześniej. Ja miałem straszną ochotę na lody, które dzień wcześniej próbowała żona. Spędziliśmy tam trochę więcej czasu niż dzień wcześniej, gdyż spodobała nam się gra w jengę. Grając w 4 osoby wychodziły nam tak niesamowite wieże, że nawet kibicował nam prowadzący herbaciarnie Ormianin.
Po konsumpcji tych niesamowicie przepysznych dóbr udaliśmy się na dalszy spacer. Przeszliśmy przez most na drugą stronę, gdzie był skwerek i poszliśmy w stronę drugiego mostu Pol-e Chadżu, który powstał w 1650 roku. Most posiada 23 łuki oraz 105 metrów długości.
Po powrocie na północną stronę trafiliśmy na monument w postaci rozłożonej ręki z dmuchawcem.
Zaczepili nas tam młodzi Irańczycy, którzy siedzieli sobie w cieniu i jedli obiad. Niestety nie znali angielskiego, ale nie było to barierą w komunikacji, bez problemu powiedzieliśmy skąd jesteśmy, a jeden z nich używając translatora zadawał nam różne pytania. Ogólnie to my mówiliśmy po polsku, oni w farsi. Oni nie rozumieli nas, a my ich, ale i tak było zabawnie, bo wszyscy się śmialiśmy. Z tego miejsca rozpoczęliśmy spacer w stronę Placu Imama. Po drodze minęliśmy jeszcze szkołę z ciekawymi muralami.
W okolicy placu w jednym z otwartych sklepów kupiliśmy bezalkoholowe piwo Delstar, które piliśmy po drodze. W jednym miejscu bardzo dziwnie patrzył się na nas policjant, aczkolwiek trochę mnie to dziwiło, ponieważ nie piliśmy alkoholu. Na Placu Imama postanowiliśmy trochę posiedzieć przy fontannie.
Niestety nieubłagalnie zbliżał się czas powrotu do hotelu po bagaże. Pożegnaliśmy się z naszymi przyjaciółmi i wróciliśmy do Orchid Hotel.
Pracownik hotelu zatrzymał dla nas taksówkę, dzięki temu mieliśmy zapłacić trochę mniej za kurs. W ten oto sposób zdezelowanym peugeotem za 100000 riali (około 10zł) dojechaliśmy na dworzec Kaveh znajdujący się na północy Isfahanu.
#DWORZEC KAVEH
Dworzec Kaveh jest olbrzymim terminalem autobusowym. Po wejściu do niego trzeba udać się do właściwego gate (zupełnie jak na lotnisku), następnie w okienku trzeba oddać wydrukowany bilet, a kasjerka dała nam nowy. Potem udaliśmy się do niewielkiej poczekalni, do której od czasu do czasu przychodził jakiś mężczyzna i wołał ludzi na konkretny kurs.
Planowy odjazd był o 17:30 i rzeczywiście wszystko odbyło się punktualnie. Dojazd na lotnisko w Teheranie miał zająć około 5-5,5h.
Autobus, którym jechaliśmy to tzw. vipbus, czyli luksusowy autokar. W każdym rzędzie były tylko trzy fotele z ogromną ilością miejsca na nogi. Co ciekawe każdy fotel można było rozłożyć do pozycji leżącej.
Na każdego pasażera czekał poczęstunek. Mi trafiło się miejsce w pierwszym rzędzie na środkowym fotelu z przepięknym widokiem na całą drogę, ale niestety pas bezpieczeństwa nie chciał się zapiąć.
Sama podróż na lotnisko była pełna przygód. Początkowo było bardzo interesująco, ponieważ widoki za oknem były przepiękne, ale im bliżej było do celu, to zaczęły się pojawiać problemy. Najpierw w połowie drogi kierowca zarządził przerwę, która miała trwać 20 minut, ale przedłużyła się do 40 minut, nastąpiła również zmiana kierowcy. Co prawda mieliśmy jakiś bufor czasowy, ale im bliżej byliśmy Teheranu, tym większe korki zaczęły pojawiać się na drodze. W kilku miejscach staliśmy nawet 15 minut. Przysłowiowym gwoździem do trumny była sytuacja, gdy w okolicach kolejnych bramek na autostradzie około 100km od lotniska zatrzymała nas policja. Okazało się, że nasz autokar przetarł się z jakąś osobówką. Obaj kierowcy (autokaru i osobówki) prawie skoczyli sobie do gardeł. Niestety przed bramkami poboru opłat na autostradzie na pięciu pasach jazdy stało dziesięć rzędów aut i było bardzo ciasno, więc o kolizję nie było trudno. Myśleliśmy, że w tej sytuacji na samolot już nie zdążymy, ale nie wiem jaki cudem 10 minut później nasz kierowca wrócił na swoje miejsce i odjechaliśmy. Chyba chciał nadrobić stracony czas, bo gnał jak szalony. Ostatecznie na lotnisko dotarliśmy z godzinnym opóźnieniem, ale około 3h przed odlotem.
#TEHERAN LOTNISKO
Po opuszczeniu autokaru udaliśmy się do terminala odlotów. W pierwszej kolejności na wstępie odbyła się kontrola bezpieczeństwa nr 1, oczywiście kobiety osobno, z tym, że jakimś trafem mojej żony nie kontrolowali w ogóle. W następnej kolejności udaliśmy się wymienić walutę, która nam pozostała (w kilku miejscach czytałem informację, że wywożenie irańskiej waluty jest zabronione). Następnie trzeba było udać się do "check in", aby otrzymać właściwy bilet. Nauczony doświadczeniem przepakowałem swój plecak, aby nie przekraczał 10kg. Niestety okazało się, że było dozwolone 8kg (podczas lotu do Iranu było to 10kg), niemniej pozwalali zabrać dodatkową torbę np. aparat fotograficzny. Osobę przed nami sprawdzali dosyć konkretnie, ponieważ pasażer miał zbyt duży bagaż i musiał dopłacić. Mój bagaż też minimalnie przekraczał wymiary, ale starałem się nim nie afiszować, najpierw ważyli plecak żony. Dodatkowo mieli problem ze znalezieniem naszej rezerwacji, więc zeszło im trochę dłużej, ostatecznie mojego bagażu nie ważyli w ogóle i dali mi tylko naklejkę do naklejenia na plecak.
Z "check in" udaliśmy się do kontroli paszportowej, na szczęście obyło się bez problemów i po kilku minutach czekała nas ostatnia kontrola – kontrola bezpieczeństwa. Kobiety osobno, żona przeszła ją bardzo szybko. Ja z bagażu wyciągnąłem elektronikę oraz kosmetyki. Celnik przyczepił mi się do niewielkiego dezodorantu 50ml, wskazując, że puszka jest łatwopalna i wyrzucił ją do śmieci. Przyznam, że zawsze latam z tego typu produktami i nigdy nie było problemów, ale nie chciałem z nim dyskutować. Byłem trochę zestresowany tym, że stojąc w kolejce uświadomiłem sobie, że mam jeszcze kilkaset tysięcy riali, ale na szczęście nikt nic nie sprawdzał. Chwilę później delektowaliśmy się spokojem, leżąc na rozkładanych fotelach w poczekalni lotniskowej w oczekiwaniu na samolot. Wylot do Baku był planowo o 2:35 w nocy, obyło się na szczęście bez żadnych opóźnień, a nasz samolot wystartował o czasie. W ten oto sposób po 6 dniach pobytu skończyła się nasza irańska przygoda.
Pora na małe podsumowanie całego pobytu w tym pięknym kraju. Pomimo różnych przygód cały wyjazd wspominamy bardzo miło. Spodobało mi się tak bardzo, że w przyszłości chciałbym tutaj wrócić na dłużej. Ludzie są bardzo mili, ceny niskie, a atrakcje ciekawe.
Podczas całego wyjazdu nie zdarzyły nam się duże nieprzyjemności poza tymi, które opisałem, aczkolwiek słyszałem o przypadkach, że na ulicy potrafi zatrzymać turystę policjant w cywilu i prosi o podejście do nieoznakowanego radiowozu, następnie prosi o paszport, zabiera go i żąda okupu. W naszym przypadku paszporty były przechowywane przez recepcję w hotelu, więc były bezpieczne. Gdyby się taka sytuacja komuś zdarzyła, to należy funkcjonariusza poinformować o takie sytuacji, jeśli będzie to przebieraniec, to oddali się z miejsca, a jeśli będzie prawdziwy, to pojedzie z nami do hotelu sprawdzić naszą tożsamość. Pamiętajmy, aby zawsze być czujnym, oszuści mogą czekać wszędzie.
Miasta, które odwiedziliśmy, czyli Shiraz, Isfahan oraz Jazd należą do najbardziej popularnych wśród turystów. Większość ludzi sugeruje unikać Teheranu, gdyż jest tam spore zanieczyszczenie oraz niewiele rzeczy do zobaczenia.
Będąc w Iranie pamiętajmy, aby stosować się do ich zasad, a nie powinno nas spotkać nic złego :)
Wszystkie niezbędne rzeczy, które wymagane są do wyjazdu opisałem w pierwszej części relacji z Iranu. Jeśli masz czytelniku do mnie jakieś pytania w kwestii organizacji wyjazdu do tego pięknego kraju to chętnie pomogę.
Pełna relacja znajduje się na oficjalnym blogu:
https://antekwpodrozy.pl/index.php/36-iran-isfahan-miasto-polskich-dzieci-czesc-3-wrzesien-2017